czwartek, 13 lutego 2014

1. NIESPODZIEWANY TELEFON

     Telefon zaczął dzwonić, na ekranie wyświetlił się jakiś prywatny numer, którego nie miałam w swojej książce adresowej. Nie zaniepokoiło mnie to na tyle, żeby nie odebrać.
     - Witaj skarbie - usłyszałam w słuchawce. - Tęskniłaś?
     Serce mio zamarło, gardło zacisnęło się i omal nie zemdlałam.
     - Kim jesteś? Czego chcesz? - chciałam wiedzieć, choć w mojej głowie szalało tysiące najgorszych przeczuć.
     - Och! Co ty mówisz?! Nie poznajesz mnie? - powiedział, a później wybuchnął śmiechem.
     Ten śmiech.. nigdy go nie zapomnę. Budzę się z krzykiem na ustach, gdy śni mi się w nocy. Byłam już całkowicie pewne z kim rozmawiam, ale postanowiłam milczeć.
     - Kochana, nie żartuj sobie ze mnie. To ja, twój Jim. Wróciłem, żebyśmy mogli żyć razem długo i szczęśliwie - moje najgorsze przypuszczenia się ziściły. Nadzieje na spokojne życie legły w gruzach.
     Z gardła wyrwał mi się stłumiony krzyk, a ludzie w metrze spojrzeli na mnie z zainteresowaniem.
     - To nie jest możliwe! To na pewno Jakiś głupi żart. Przecież ty nie żyjesz... - mówiłam coraz bardziej roztrzęsiona. - Pewnie jesteś jakimś głupim dzieciakiem, który postanowił się zabawić moim kosztem.
     - Nie histeryzuj tak, skarbie. Wiedziałem, że tęsknisz, więc spodziewałem się cieplejszego powitania. Tak mniędzy nami ludzie w metrze patrzą na ciebie jak na idiotkę.
     - Co?! - wykrzyknęłam, a później dodałam zniżonym głosem. - Skąd wiesz? Gdzie jesteś?
     -  Ooo... Teraz zaczęłaś się bardziej mną interesować? Niestety nie mogę ci teraz powiedzieć, ale dowiesz się w odpowiednim czasie - powiedział spokojnie, a z jego słów w moje uszy sączył się jad. Chciałam coś powiedzieć, ale on prawie natychmiast dodał. - Muszę kończyć naszą miłą pogawędkę, pośmiertne obowiązki wzywają. Nie martw się, jeszcze się spotkamy. Może niedługo. - Rozłączył się.
      Ten jeden telefon wywrócił całe moje życie do góry nogami. Dwa lata usilnych starań, aby udało mi się doprowadzić swój nowy świat do porządku legło w gruzach.
     Weszłam do mieszkania. To mała klitka na obrzeżach miasta, urządzona w dobry stylu. Czego więcej potrzeba młodej kobiecie próbującej spokojnie żyć i bić przykładnym obywatelem? To było wymarzone miejsce dla mnie. Zrobiłam sobie herbatę, usiadłam w fotelu i właczyłam telewizor, aby sie zrelaksować.
      Po piętnastu minutach oglądania serialu, ucięłam sobie krótką drzemkę. Obudził mnie dzwonek do drzwi, telewizor nadal był włączony, spojrzałam na niego przelotnie i... osłupiałam z przerażenia. Na ekranie zobaczyłam twarz, którą niegdyś kochałam, a teraz sam jej widok przepełniał mnie nienawiścią. Z głośnika wypływał słowa: " Did you miss me?", które wpijały się w moje uszy i raniły je niczym skalpel.
      Osoba po drugiej stronie drzwi coraz bardziej zniecierpliwiona, zadzwoniła ponownie. Ocknęłam się z szoku i ostrożnie poszłam otworzyć natrętnemu gościowi.  Stał tam elegancko ubrany mężczyzna z krótkimi włosami, dużymi, brązowymi oczami, lekkim zarostem i uśmiechem na twarzy. Większość kobiet uznałaby go za atrakcyjnego i pewnie chętnie by się z nim umówiłam, lecz ja tylko patrzyłam na niego oniemiała ze strachu. Rozłożył ręce, jakby chciał mnie przytulić, cofnęłam się i chciałam zatrzasnąc drzwi, lecz on  zablokował je butem.
      - Co ty tu robisz? - ledwo udało mi się wykrztusić.
      - Tak się witasz ze swoim ukochanym? - odpowiedział z uśmiechem Jim Moriarty. - Wiesz, spodziewałem się czegoś dużo romantyczniejszego...
      - Ty... Ty przecież... Nie żyjesz od dwóch lat. - wyjąkałam, a później dodałam z krzykiem. - Strzeliłeś sobie w ten pieprzony łeb, więc jakim cudem tu teraz stoisz?!
      - Cicho, kochana, nie wszyscy muszą wiedzieć, że się kłócimy - dotknął mojego ramienia. - Może wpuścisz mnie do środka, nieładnie tak przyjmować gości w progu, zwłasza, gdy sie kogoś nie widziało tak długo.
      - Jak to zrobiłeś? - nie dawałam za wygraną. - Jakim cudem nie leżysz teraz w trumnie w końcowym stadium rozkładu?!
     - Zaczynasz mnie już powoli nudzić tymi pytaniami. Cóż... jeżeli nie chcesz mnie wpuścić to chyba sam muszę się wprosić.
     Przepchnął mnie na bok i wszedł do mieszkania, zamknął drzwi, a klucz schował do swojej kieszeni. Rozejrzał się i rzucił, jakby od niechcenia, że ładnie się urządziłam. Patrzyłam na niego nienawistnym wzrokiem, gdy wędrował po moim mieszkaniu.
     - Widzę, że dotarła do ciebie moja wiadomość. Bardzo się cieszę - odrzekł, spoglądając w stronę telewizora, na którym wciąż widniała jego postać. - Mógłbym poprosić herbatę? Później siądziemy i spokojnie porozmawiamy, jak za starych dobrych czasów. Na pewno dużo się u ciebie zmieniło. Dobrze, moja kochana Alice?

4 komentarze: